Człowiek, który uczestniczył już we wszystkim, co możliwe na świecie, jadł już wszystko, co tylko wyobraźnia podpowie, i przeżył już wszystko, co możliwe do przeżycia na świecie, od potrójnego małżeństwa z każdą z płci, nawet trzecią, przez wojnę secesyjną po bycie ostatnim przedstawicielem swojego gatunku. To George, który opowiada nam trochę o sobie. Kim jest George? Czy to Bóg? Personifikacja czasu? A może to człowiek, któremu czas się tak cholernie dłuży, że jedyne, o czym George marzy, to umrzeć? Ma przyjaciela czy też właściciela, a może to tylko wytwór jego wyobraźni: zadaje pytania, stymuluje do działania, zmusza do życia.
W sztukach Bonn Parka zawsze chodzi o kwestie egzystencjalne, doprowadza on dylemat sensu do wspaniałego absurdu poprzez formę, podobnie jak u Becketta, a jednak zupełnie inaczej! Mnożąc odniesienia do realnego, nierzadko politycznego życia, Park jednocześnie zagląda pod podszewkę całej tej góry rzeczywistości, nurkuje pod wodę, tam gdzie Góra przybiera niespodziewanych i strasznych wymiarów.
Można powiedzieć, że w Smutku i melancholii bohaterem jest sama egzystencja, z jej niechęcią do sensu, z jej udawaną samowystarczalnością, z jej totalną, depresyjną biernością.