Rodzina Colemanów na pierwszy rzut oka jest jak rodzina Addamsów – czarny humor o rozkładzie i balsamowaniu zwłok jest na porządku dziennym. Ale jednak im głębiej czytelnik wchodzi w lekturę, tym mroczniej się robi – i nie chodzi tu o szafowanie makabreską, ale o okoliczności towarzyszące „portretowi rodzinnemu we wnętrzu”. Tolcahir, mimo skłonności do groteski, tworzy w zasadzie sztukę obyczajową, w której centrum stoi dysfunkcyjna rodzina zamknięta w czterech ścianach, skazana tylko na siebie. Jej członkowie – babcia, jej córka Terenia oraz dorosłe dzieci Tereni (niepełnosprawny intelektualnie Mario, cwaniak Damian i handlująca ubraniami Gabi) – wampirycznie czerpią od siebie energię, marnując czas na pyskówkę, docinki, rozmaite formy deprecjonowania krewnych. Jedyną osobą, której udało się wyrwać z matni, jest druga córka Tereni, Weronika. Jako jedyna wiedzie normalne życie, ale w obliczu kryzysu, czyli choroby nestorki familii, to ona wybiera ucieczkę. Przede wszystkim z powodu wstydu. We współczesnych czasach być może nic tak bardziej nie stygmatyzuje jak patologiczna rodzina. A może to zbyt ostre słowo? Może Colemanowie po prostu nie są, parafrazując fragment sztuki, „rodziną typu rodzina”?
Autor punktuje rozmaite przywary bohaterów, ale odnajduje w ich relacjach osobliwy rodzaj miłości. Postacie kompulsywnie zagadują emocjonalną pustkę, lecz z drugiej strony towarzystwo pokręconych członków rodziny daje im jedyne wsparcie. W Sekretach Colemanów jest jakiś rodzaj perwersji – w końcu śmiejemy się z rodziny, która teoretycznie powinna zasługiwać na współczucie. Ale Tolcahirowi daleko do cynizmu; w tej nasyconej absurdem czarnej komedii przebija się nieśmiało pewna autorska czułość.
- Tłumaczka o sztuce:
Lew Tołstoj napisał: „wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. To chyba pierwsza myśl, jaka nasuwa się po lekturze tej sztuki […] Colemanowie żyją w domu, który chroni ich przed światem, ale który też jest więzieniem.