"Paradis" to wbrew pozorom nie raj, a agencja towarzyska; czytelnik z rozkoszą podglądacza ukradkiem zagląda do półświatka. Jednocześnie Cederholm nonszalancko ogrywa schematy filmowe. Sztuka nie jest li tylko rodzajem formalnej zgrywy − to refleksja na temat problemów związanych z modelem państwa opiekuńczego. W jednej z duńskich inscenizacji tego dramatu zagrał Mads Mikkelsen.
"To dynamiczna sztuka, przywodząca na myśl kino akcji, szczególnie filmy typu American Psycho. Paradis to bowiem spojrzenie na życie ludzi półświatka, których jedynym imperatywem jest „przeżyć”. A nie jest to wcale mało. Kierują się atawistycznymi odruchami i trudno im się dziwić. Cederholm kreśli motywacje swoich postaci jasno – wahania moralne, wątpliwości i emocjonalne niuanse są tym, co najczęściej prowadzi do zguby. Intelektualne dywagacje osób spoza półświatka odwracają uwagę od jednej, podstawowej rzeczy: na ulicy żaden z tych intelektualistów nie przeżyłby dnia. I to właśnie jest siła Paradis. Siła świata, który Cederholm tworzy w sposób bezlitosny, ale uczciwy. Okazuje się, że moralność półświatka może być konkurencyjna dla moralności inteligentów. A jednocześnie pojawia się ochota, by przytaknąć, kiedy Lars, piłkarz światowej klasy więziony jako zakładnik w hotelu Paradis porównuje wszystkich kryminalistów do raka trawiącego społeczeństwo. Do niszczycieli zastanego porządku, utracjuszy, żądnych wsparcia i życia dotowanego przez państwo. Pod brawurowym tempem akcji i w komizmie sytuacyjnym Cederholm przemyca pytanie: kim są ludzie z półświatka, jaką miarą ich mierzyć, jaką miarą w ogóle mierzyć człowieka?
W sztuce pojawia się zabójstwo, gwałt, tyrania zakładników. Jeśli chodzi o zakres okrucieństwa – Cederholm (w iście tarantinowskim stylu, okraszonym czarnym humorem) nie oszczędza nikogo. Wskazuje na różnicę miedzy najniższymi a najwyższymi warstwami społeczeństwa, która wydaje się być nie do pogodzenia. I na fakt, że w tej niezgodzie rodzi się przemoc".
− Justyna Zar Schabowska, posłowie antologii Duńskie sztuki współczesne