Pamiętam cię, Mały książę Kuby Kaprala to tekst, który nie adaptuje Saint-Exupéry’ego — on go odczynia. Rozbraja Małego Księcia z warstwy popkulturowego sentymentu i przekształca w kapsułę emocjonalną: pełną drgań, cięć, głosów i przerw. To teatr, który nie opowiada bajki, tylko rozgrzebuje ranę, której nigdy nie udało się zaszyć. To nie jest adaptacja do końca wierna ani do końca bluźniercza. Raczej: intymna rewizja mitu dzieciństwa. Narrator mówi do Księcia jak do zmarłego, do siebie sprzed lat, do kogoś, kto nigdy nie wrócił — lub nigdy nie istniał. Tekst jest zrytmizowany, krótki, pełen powtórzeń i pauz, które działają jak mikrodrgania pamięci. Brak puenty staje się tu formą szczerości — bo czasem nic nie daje się domknąć.
Nie jest to tekst gotowy do klasycznej inscenizacji — to otwarte pole emocjonalne, które wymaga od twórców decyzji, odwagi i wrażliwości. Przypomina bardziej szkicownik przeżyć niż dramat w tradycyjnym rozumieniu. A może właśnie dzięki temu trafia w sedno.
Dramaturgicznie to materiał otwarty: może być pełnowymiarowym spektaklem, monodramem, performansem głosowym, poetyckim słuchowiskiem lub instalacją teatralną. Jego siła tkwi w aurze, nie w akcji. Bohater nie mówi „o czymś” — on jest mówieniem, które chce ocalić coś, czego już nie ma.
To propozycja skierowana do starszej młodzieży (15+) i dorosłych, która najlepiej wybrzmi w intymnej przestrzeni – bez dekoracji, bez teatralnych protez, tylko z głosem, ciszą i obecnością. Dla teatrów poszukujących formy osobistej, emocjonalnej, a jednocześnie odważnie minimalistycznej, to propozycja warta uwagi.
Szczególnie dla zespołów, które nie boją się ciszy. Ani pamięci.