Noc długiego dnia w nowym tłumaczeniu Jacka Poniedziałka warto docenić za XX-wieczny kunszt pisania dramatów: starannie przygotowane, szczegółowe didaskalia, budowanie wiarygodnych rysunków psychologicznych postaci, które składają się na obraz rodziny uwikłanej we wzajemne, toksyczne zależności.
Pierwsza scena rozgrywa się w mieszczańskim salonie, a celebrujące kolację małżeństwo zdaje się, mimo długiego stażu, być szczęśliwe, pełne czułości, niesłabnącej fizycznej fascynacji. To Mary i James Tyronowie, a w tle ich synowie Edmund i James, spędzający wakacje w letnim domku Anno Domini 1912.
Zgodnie z konwencją mieszczańskiego dramatu realistycznego, w toku rozbudowanych dialogów na idealnym obrazie rodziny pojawia się coraz więcej zarysowań: małe kłamstewka, scenki teatralne odgrywane dla zamydlania oczu współmieszkańców, wzajemne sojusze i "tereny sporne", które wydają się być sporne od zawsze. Gdy sądzimy, że gorzej już być nie może, odsłaniają się kolejno: zadawnione pretensje, nałogi, obwinianie się o wyrządzone niegdyś krzywdy, ukrywanie chorób, wreszcie śmierć jednego z członków rodziny, która położyła się cieniem na losach wszystkich postaci.
W przeszłości zmarło jedno z dzieci Tyronów. To śmierć w wyniku choroby, ale i tak wszyscy się obwiniają – samych siebie i pozostałych członków rodziny. Matka, Mary Tyron, żałuje, że pojechała w trasę z mężem – wędrownym aktorem, zamiast pilnować dziecka. Brat, że niechcący zaraził odrą maluszka, wchodząc do jego pokoju. Ojciec, że nie zapewnił rodzinie lepszych warunków, bo oszczędzanie, wyniesione z wychowania w ubóstwie, jest silniejsze od niego. Nieprzepracowana żałoba i poczucie winy stają się usprawiedliwieniem dla nałogów: alkoholu i narkotyków, bo Tyronowie potrafią rozmawiać o prawdziwych emocjach dopiero wtedy, gdy są pod wpływem substancji psychoaktywnych. Do tęsknoty za utraconym dzieckiem dokłada się poczucie życiowego niespełnienia Mary i Jamesa. Los żony, która wybrała rodzinę zamiast spełnienia zawodowego, i aktora, który od lat gra w jednym i tym samym przedstawieniu, przynoszącym dochód, ale mało ambitnym. A synowie? Jak to dzieci. Im bardziej nie chcą popełniać błędów rodziców, tym bardziej wpadają w psychologiczne pułapki i odtwarzają nawyki funkcjonowania rodziców, w tym mechanizm nałogowego regulowania uczuć. I jak to często bywa, młodszy brat, Edmund, pragnie być taki, jak jego starszy brat James. A James nosi w sobie wybuchową mieszankę braterskiej troski i zazdrości o młodszego brata.
Ujmujące jest odmalowywanie swego rodzaju czułości, dbania o siebie nawzajem przez członków rodziny Tyronów, pomimo trudności, z którymi się zmagają. Dziś nazwalibyśmy ten rodzaj relacji toksyczną miłością. Jeśli wierzyć notce, umieszczonej na początku tekstu, Noc długiego dnia miała być pożegnaniem autora z trudną przeszłością, sztuką dedykowaną trzeciej żonie, dzięki której "Gene" mógł wreszcie doświadczyć miłości i czułości, z której czerpie się siłę. Noc… pozostaje oryginalnym prezentem na dwunastą rocznicę ślubu, ale ciekawie czyta się tekst wiedząc, że bolesny czas dojrzewania Edmunda, utożsamianego z postacią autora, nie poszedł na marne – Eugene O’Neill zdobył Literacką Nagrodę Nobla i uznawany jest za twórcę nowoczesnego dramatu amerykańskiego. Czyli jednak coś osiągnął, wbrew pesymistycznym prognozom rodziców. Zatem jeśli bliska jest nam wiara w oczyszczającą moc sztuki, pozwalającą pójść dalej dzięki skonfrontowaniu się z tym, co trudne, warto sięgnąć po najnowsze tłumaczenie tego dramatu.