Mrówki
Pan Bezan od dwudziestu dziewięciu lat pracuje w magazynie firmy produkującej maszty do flag i łodzi: przez pierwszych jedenaście był czeladnikiem, przez kolejnych osiemnaście kierownikiem magazynu. Teraz z powodu artretyzmu odchodzi na emeryturę i przez pięć dni ma przyuczyć do zawodu nowego, młodego pracownika. Pan Bezan jest oddanym, w pełni podporządkowanym pracownikiem firmy. Godzi się na niezmienną od lat wysokość pensji. Swojego zwierzchnika – którego nigdy nie widział na oczy – darzy uczuciem przywołującym na myśl syndrom sztokholmski. Wie, że kartę pracowniczą odbija się dopiero po założeniu odzieży ochronnej – bo dopiero ten moment oznacza gotowość do pracy – i to zawsze siedem minut przed rzeczywistą godziną jej rozpoczęcia, ponieważ wiszący w magazynie ogromny zegar podłączony do stemplującej maszyny spieszy siedem minut, czego Pan Bezan przez dwadzieścia dziewięć lat nie śmiał przełożonym zgłosić.
Dramat podzielony jest na pięć części odpowiadających kolejnym dniom tygodnia pracy, w których Bezan przyucza nowego pracownika. Dni niewiele różnią się od siebie i Fok szybko orientuje się, że praca w magazynie jest fikcją. Obaj siedzą w oczekiwaniu na telefon, który nigdy nie dzwoni, i na przyjazd ciężarówki do rozładunku, która nigdy się nie pojawia. Młody Fok jest przeciwieństwem swojego chwilowego zwierzchnika. Dociekliwy i bystry, za wszelką cenę stara się zrozumieć zastaną sytuację i nadać jej logiczne ramy, ale na wszelkie pytania dostaje zawsze odpowiedzi typu: „przyjadą, kiedy przyjadą”, „robimy, co robimy”. Nie daje jednak za wygraną i próbuje choć w małym stopniu narzucić swoje warunki. W niewielkiej przestrzeni magazynu ścierają się odmienne postawy wobec rzeczywistości. Między mężczyznami rodzi się solidarność i wieź, ale i narasta konflikt podszyty różnicą – nazwijmy to – „pokoleniowo-światopoglądową”, co symbolicznie wyraża bunt młodego człowieka w sprawie pozycji podczas terminowania: w magazynie jest tylko jeden stołek i Pan Bezan tłumaczy mu, że przez pięć dni będzie musiał w pracy stać, tak jak on wcześniej stał lat jedenaście. Fok rezolutnie rozwiązuje ten problem, przynosząc sobie już drugiego dnia rozkładane krzesełko.
Bezan i Fok nie są w magazynie całkiem sami. Od lat tę przestrzeń zamieszkują także tytułowe mrówki. Widok przemierzających niezmiennie tę samą trasę insektów działa na Pana Bezan kojąco, daje poczucie stałości świata. „Robią, co robią” – wyjaśnia Fokowi. Ten, pod nieobecność przełożonego, morduje mrówki, nadając pozostałym przy życiu nowy trakt.
Nie sposób oprzeć się skojarzeniu dramatu Desoli z najsłynniejszą tragikomedią Becketta i dostrzec w protagonistach współczesnych Vladimira i Estragona. Czy i Fok, w ślad za Bezanem, podda się tej narzuconej przez „Godota” egzystencji?