Dramaturżka i twórczyni teatralna z Kijowa. Jest absolwentką teorii literatury i dramatu na Uniwersytecie Narodowym „Akademii Kijowsko-Mohylańskiej”. Współpracowała z teatrami publicznymi i prywatnymi. Była m.in. tłumaczką i dramaturżką spektaklu Philoctetes. The ancient rave (Lwowski Teatr Dramatyczny im. Ł. Ukrainki, Lwów, 2020) oraz współautorką People's commissariats (2021, Teatr Publicist, Charków). Premiera jej sztuki Siedem pierwszych dzieł Aliny w Nowym Teatrze na Peczersku w Kijowie nie odbyła się z powodu wybuchu wojny w Ukrainie. Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę napisała serię krótkich dramatów o poczuciu wolności i bezpieczeństwa w czasie wojny. Większość z tych tekstów została wykorzystana w sztuce Ja, wojna i plastikowy granat.
Nina Zachożenko jest również tłumaczką – z języka polskiego przełożyła na ukraiński dramat Ishbel Szatrawskiej Totentanz. Czarna noc, czarna śmierć.
Ja, wojna i plastikowy granat to seria krótkich „migawek” z życia mieszkańców Ukrainy w pierwszych miesiącach inwazji rosyjskiej. Bohaterowie – dzieci, dorośli, starcy, przedstawiciele różnych warstw społecznych, profesji i orientacji seksualnych – wśród huku bomb rozpaczliwie szukają namiastki normalności. Jest więc seks, kupowane nierozsądnie wykwintne produkty, są kłótnie, marzenia o przyszłości, jest ból zębów i utyskiwanie na niewygodę. A w tym wszystkim heroiczne próby zachowania godności w obliczu panicznego strachu, zachowania wewnętrznej wolności. Ilu bohaterów, tyle różnych strategii przetrwania. Od wzywania imienia dawno zmarłej żony, po kompulsywną konsumpcję snickersów. By ukazać absurd i nierzeczywistość wojny, autorka miesza świat realny z nierealnym (wizyty zmarłej żony, która próbuje uporządkować swoją szafę) i wprowadza elementy groteski (dentysta instruujący pacjenta przez telefon, jak ma usunąć ząb).
Autorka odmalowuje portrety wyrwanych nagle z codzienności ludzi – jakby chciała powiedzieć „poznajcie ich, są identyczni jak wy” – ukazując ulotność złudnego poczucia bezpieczeństwa, którym uspokajamy się na co dzień, bo wojna jest gdzieś tam, daleko, a nie tutaj, nie teraz. Bo granat to tylko plastikowa zabawka i służy do zajęć w szkole z PO na wypadek wojny, której przecież nigdy nie będzie… W epilogu dramatu Zachożenko pisze:
„Zamykam oczy i widzę słoneczne ulice Aleppo. Takie bliskie nieznajome twarze. Czemu wcześniej nie zauważałam tych ludzi? Co o nich wiedziałam? Że trwa wojna. Że mają piasek. Że wyznają islam. Noszą chusty na twarzach. Że ich ludźmi wypełnione są tureckie obozy dla uchodźców. Że płyną na tratwach i toną w Morzu Śródziemnym. Czemu płyną na tych tratwach? Nie wiedzą, że tratwa to nie jest najlepszy środek transportu? Co robiłam w 2016? Rodziłam córkę, robiłam remont, zmieniałam zawód. Wojna była wtedy tak daleko. A teraz jest tu. Sztafeta przejęta. Kto następny?”
Dzień przed wybuchem wojny w Ukrainie. Bucza. Niczym w kultowym polskim filmie „Jutro idziemy do kina” czworo ukraińskich nastolatków – Dasza, Sasza, Liza i Mike – snuje plany na przyszłość i beztrosko skupia się na tym, co tu i teraz. Są miłości, nastoletnie rozterki, wzajemne niewinne przytyki, są fascynacje i znudzenie ciasnością ich małego miasteczka, w którym jednak znajdują też zalety: lodziarnię, w której dostaje się gratisowego pączka, stadion, gdzie się spotykają, wymarzony park do jazdy na deskorolkach, kino. I podobnie jak we wspomnianym filmie gdzieś daleko w tle są, nietraktowane poważnie, pogłoski o możliwym rychłym ataku na kraj. Może gdzieś napadną, ale nie na Buczę – młodzi obracają informacje w żart – „Oni nawet nie wiedzą, gdzie Bucza istnieje”. W tym dniu dla nastolatków najgorętszym tematem jest jutrzejszy sprawdzian z historii. „Jeśli napadną jutro, nie trzeba będzie zdawać” – pada żart.
Nazajutrz huki, krzyki, przerażenie i szok. Potem decyzje, które mogą kosztować życie – uciekać czy zostać. Gromadzenie zapasów kaszy, szukanie schronienia, bliskość śmierci. To wszystko widziane oczami ludzi ledwie wchodzących w dorosłość, którym tak bardzo chce się żyć, którzy śnią nocami wspomnienie pierwszych pocałunków.
W tym dramacie nie ma epatowania koszmarem. Okrucieństwo wojny przebija z rozmów między nastolatkami, w które równolegle wplatane są wątki odległe od rzeczywistości wojennej, nierzadko beztroskie żarty. Paradoksalnie sprawia to, że jeszcze silniej odczuwamy obecną w ich młodzieńczym świecie śmierć. Sztuka jest napisana żywym, młodzieżowym językiem. Ma interesującą formę grupowych lub prywatnych, intymnych dialogów na internetowym czacie.