Nazwany przez jednego z krytyków parodią Kto się boi Virginii Woolf Deszcz meteorów zdaje się, zwłaszcza w sytuacji wyjściowej, nawiązywać do słynnego dramatu Albee’go. Oto bowiem w pewnej kalifornijskiej miejscowości dwa małżeństwa spotykają się na domową kolację, by oglądać zapowiadany na ten wieczór deszcz spadających gwiazd. Ta typowa, zdawałoby się, żywcem wyjęta z amerykańskiego teatru mieszczańskiego sytuacja, zapowiadająca komedię małżeńską, wkrótce jednak ma przerodzić się w teatr oscylujący bliżej poetyki Ionesco, a sceną szybko zaczyna rządzić absurd.
Corky i Norm to para po terapii małżeńskiej, która z chorobliwą dokładnością stosuje zalecane im techniki psychologiczne, starając się dbać o swoją relację, a przede wszystkim zachować spokój. Pod maską perfekcji kryją się jednak głębokie lęki i pragnienia, które ujawnią się z chwilą, gdy próg ich domu przekroczą niekonwencjonalni goście. Gerard i Laura nie tylko z premedytacją uwodzą swoich gospodarzy, ale i stają na głowie, by ich prowokować do przekraczania kolejnych granic. Struktura dramatu opiera się na pętli czasowej. Sytuacja rozpoczęcia kolacji powtarza się kilkukrotnie, w każdym kolejnym wariancie prowadząc do coraz dalszego przekraczania akceptowalnych norm i realistycznej konwencji. W toku rozwoju akcji autor serwuje nam kalejdoskop surrealistycznych zdarzeń…W tym szaleństwie jest oczywiście metoda…