Na sali ćwiczeń w centrum fitness spotyka się damsko-męska grupka przyjaciół. Przerwy między zajęciami zumby, spinningu czy masażami wypełniają im pogaduchy. W nieco kąśliwej wymianie zdań i przyjacielskich przytykach pobrzmiewa nuta tęsknoty za odmianą. A może za rewolucją…
Adela, Sabina i Wiktoria snują fantazje o idealnych randkach (a nawet i ślubach, choć „ten jedyny” jeszcze się nie objawił), z kolei Marcel, Hubert i Kabanos wymieniają się, tonem światłych znawców podrywu i ars amandi, męskimi „mądrościami”. Rzeczywistość igra z marzeniami i przekonaniami bohaterów; okazuje się, że wiedzą o samych sobie (i o płci przeciwnej) mniej niż zakładali. A może po prostu nie umieją otworzyć się na szczęście, które jest w zasięgu ręki?
Ich dążenia kończą się happy endem, ale najpierw muszą przejść jeszcze jedną próbę. Kiedy w gazecie podano liczby, które codziennie obstawia Adela, jej koledzy i koleżanki z siłowni już-już zaczynają dzielić się fortuną. Jak można się łatwo domyślić, okazuje się, że pechowa Adela wyjątkowo nie puściła losu w dniu kumulacji. Komedia Elżbiety Krenz nie kończy się jednak łatwym do przewidzenia moralizatorstwem. Kiedy wydaje się, że przekorny los ukarał pazerność postaci i wszystko zmierza do finału, autorka szykuje kolejny zwrot akcji. W finale bohaterowie mimo wszystko wchodzą w posiadanie pięciu milionów pochodzących z paserstwa. Czy można jednak mówić o nieszczęśliwym zakończeniu, skoro skradzione obrazy, zamiast do obrzydliwie bogatego kolekcjonera, trafiają z powrotem do muzeów, Adela dzięki sukcesowi wydanego przez nią zbioru erotycznych limeryków i tak ma szansę na zdobycie majątku, a wszyscy mogą udać się na przedłużoną fiestę do raju podatkowego?
Siła sztuki tkwi w dowcipnych dialogach, grach językowych, puentach i momentami pikantnych żartach, w czym przypomina scenariusz przebojowej komedii romantycznej.
Do napisania tej historii zainspirowali mnie moi przyjaciele. Po prostu podczas kolejnego z setek wspólnych spotkań pomyślałam sobie, że jestem wielką szczęściarą, bo od lat mam obok siebie plejadę barwnych postaci, z którymi nie sposób się nudzić, wprost stworzoną do tego, aby ich cechami obdarzyć bohaterów sztuki. […] Postanowiłam napisać komedię o przyjaźni, dla której najtrudniejszą próbą będzie sprawdzian z tolerancji i umiejętności wybaczania. To także historia o naturalnej potrzebie posiadania przy sobie kogoś do kochania, do bycia we dwoje. Na koniec to opowieść o tym, że z biegiem lat zapominamy o czymś oczywistym - że istnieje sposób na szarość i banał życia. Tym sposobem są nasze marzenia. I że te marzenia czasem się spełniają.
Elżbieta Krenz